Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Konin Płeć: Mężczyzna
|
I WÓDŹ MNIE NA POKUSZENIE
Perwersja i osobliwe relacje między nami zaczęły się dawno, dawno temu. Nie przeczę, iż to ja byłem ich źródłem, że to ja byłem przyczyną i zaczątkiem wszystkiego; z mojego powodu i mojej inspiracji najzwyczajniejszy związek kobiety z mężczyzną zaczął brodzić w morzu wyuzdanych praktyk i form, które tkwiły w mej głowie i determinowały moją seksualność, moje pojęcie erotyki, determinowały moje fantazje i samoistnie rozwijające się żądze. Zapewne, gdybym nie był taki jaki jestem, gdybym nie pociągał za sobą mej żony na tyle skutecznie jak to miało miejsce, to przenigdy nie doszłoby do skrajności i nie stanęlibyśmy nad przepaścią uczuć. Jednakże prawo równi pochyłej cechuje się tym, że wszystko co na niej się znajdzie zaczyna się wolno, acz nieuchronnie staczać w dół. I tak nasza perwersja, we wszystkich swych odsłonach i formach, zaczęła postępować, eskalować, potęgować się i pogłębiać. Nie przeczę, że bez wzajemnej przyjemności. Dziś można było wręcz nie pamiętać od czego się wszystko zaczęło, kto zapoczątkował, a kto podchwycił i rozwijał nasze osobliwe zabawy i nietypowe wzorce związku małżeńskiego. I jeśli na początku tempo nie było imponujące, to z każdym dniem nabierać zaczęło owej głębi i zdecydowania, niczym kula tocząca się z niepozornego pagórka.
Kiedy pierwszy raz wyznałem swej żonie moje preferencje uległości i ekscytację związaną z bezwzględnym poddaniem się władczej kobiecie, w charakterze jej niewolnika, zabawki, kogoś istniejącego wyłącznie dla przyjemności swej właścicielki, to reakcja była nader typowa – zboczenie! Jednak w miarę czasu i rozmów pojawiło się nie tylko zrozumienie, ale nawet zainteresowanie ze strony małżonki, co poczytywałem jej za ogromny przejaw tolerancji i byłem zwyczajnie wdzięczny. Potem nastąpiły nieśmiałe próby zabaw w Panią i niewolnika. Nie wyczuwałem entuzjazmu w żonie, a wręcz odwrotnie – najwyraźniej nie bawiło jej to! Przełom nastąpił po dość długim czasie i wtedy po raz pierwszy z jej ust usłyszałem, iż dotąd niedoceniała możliwości jakie daje władza nade mną, oraz że wywołuje to w niej ogromne podniecenie, jakiego już dawno nie czuła. Poczułem dla siebie zielone światło! Poczułem, że to najwłaściwszy moment, aby pociągnąć żonę na prawdziwą głębię moich fascynacji erotycznych, w ocean moich fantazji i pragnień. Chciałem ją skąpać w tym wszystkim i zarazić własnymi marzeniami. I chyba udało mi się...
Bombardowałem ją zdjęciami, filmami, artykułami, wszystkim tym, co było związane z tematyką dominacji kobiecej nad uległym mężczyzną, a co nosi nazwę femdom. Wszystko tylko w jednym celu: aby rozbudzić jeszcze bardziej tlącą się iskrę i spowodować pożar! Aby zainspirować i pokazać szerokość horyzontów. Skutek moich zabiegów był zaiste imponujący i rokujący wspaniałą przyszłość. Coraz śmielsze zabawy, coraz dłuższe i wyrafinowane. Wprost stawałem na rzęsach, aby ona mogła poczuć realność swej władzy nade mną i prawdziwość mej uległości. Fascynacja więc rosła! W ciągu dnia byłem przykładnym mężem i partnerem, na którego mogła bezwzględnie liczyć, zaś wieczorami – kiedy nasze małe jeszcze dzieci smacznie już spały – na jedno skinienie palca stawałem się niewolnikiem i mogła zrobić ze mną wszystko, na co tylko miała ochotę. Przyznaję, że czerpała z tego tytułu niemniejszą satysfakcję ode mnie. Przyznaję też, że za każdym razem poza rozkoszą zniewolenia odczuwałem prawdziwy strach i niepewność swej sytuacji, doświadczałem coraz śmielszych czynów swej Pani, a nade wszystko wzbierało we mnie potęgujące się uwielbienie i respekt wobec niej. To było istne szaleństwo, w które oboje rzuciliśmy się z pasją i zaangażowaniem, znajdując spełnienie i satysfakcję. Wypłynęliśmy na szerokie wody naszego oceanu i moja żona, moja Pani, nie potrzebowała już przewodnika, nie potrzebowała moich inspiracji. Stała się samowystarczalna i doskonale odnajdywała się w tej nowej dla siebie roli. Głowę miała pełną pomysłów, zaś świadomość swoich potrzeb i ich zaspokajania wiodła ją niczym najlepszy przewodnik. Pojęła podstawową zasadę obowiązującą w femdom, iż liczą się wyłącznie potrzeby kobiety, wszystkie bez wyjątku, a mężczyzna-niewolnik jest tylko po to, aby owe potrzeby zaspokajać. To niewolnik jest dla Pani, a nie odwrotnie! Jakże potrafiła się cieszyć tym układem i możliwościami, które ten układ jej dawał! Rzec by można, że ukręciłem na siebie najprawdziwszy bat, i zrobiłem to świadomie, z własnej woli. Tak, wreszcie stałem się prawdziwym niewolnikiem swej żony i ona dawała mi to prawdziwie odczuć. To już nie była li tylko zabawa dla dostarczenia mi ekscytujących wrażeń. W tym zaistniałym układzie moje potrzeby przestały się liczyć. Przecież sam deklarowałem, że największym szczęściem dla mnie jako niewolnika jest zadowolenie i zaspokojenie potrzeb mej Pani, mojej żony! Teraz uczyłem się godzić z tym faktem i aprobować coś, z czego dotąd nie zdawałem sobie do końca sprawy. Fantazjowanie o zniewoleniu kształtują fałszywy, a na pewno niepełny obraz femdom. Realia i doświadczenie weryfikują owe wyobrażenia i pokazują dotąd niewidoczną stronę tego układu. Można to zaakceptować i nauczyć się prawdziwej pokory, albo wycofać się i zamknąć na zawsze możliwości spełnienia swoich pragnień. Ja postawiłem na ciąg dalszy, w milczeniu znosząc ciężar bycia niewolnikiem, który przecież nie zawsze jest rozkoszny i ekscytujący, albowiem nie zawsze mamy ochotę na seks i czasami chcielibyśmy zwyczajnie mieć święty spokój. Kiedy powiedziało się „A”, należy jednak powiedzieć i „B”, nawet wbrew swemu rozsądkowi. Czym bowiem byłoby takie tylko połowiczne oddanie się w niewolę? Tylko wtedy kiedy ma się na to ochotę? Jeśli dąży się do poznania pełni własnych ekscytacji to półśrodki nie wchodzą w grę. Albo całość, albo nic.
Rzuciłem się więc bez opamiętania w wir naszego osobliwego układu, pozwalając swej żonie na absolutną władzę i oddając jej najsilniejszą broń – wiedzę o moich najintymniejszych fantazjach, pragnieniach, obawach. Teraz mogła jeszcze dogłębniej panować nade mną. Upokorzenie, poniżenie, upodlenie, wykorzystywanie bezwzględne i dręczenie mnie... Do tego dołożyłem coś jeszcze – silne emocje związane z atrakcyjnością mojej żony dla innych mężczyzn! W zasadzie nigdy w sposób przesadny nie okazywałem jej swojej zazdrości, jakby oczekując, że i ona nie będzie przez to zazdrosna o mnie wobec innych kobiet. W głębi duszy jednak na samą myśl, że moja żona mogłaby mieć ochotę na innego mężczyznę, że mogłaby z innym pójść do łóżka i że inny mógłby się jej podobać i rozpalać ją seksualnie, wprost kipiałem wewnętrznie. Szarpały mną liczne, jakże sprzeczne przy tym uczucia! Ból i wściekłość, a zarazem jakaś dzika satysfakcja, ekscytacja i podniecenie. To, iż moja piękna żona musiała się podobać niemal każdemu facetowi, nie było dla mnie nowością. Zdawałem sobie sprawę, że na jedno jej skinienie palca może mieć każdego, albo prawie każdego. Ona też miała tego świadomość i wielokrotnie mówiła mi o tym, kiedy awanturowaliśmy się niegdyś o jakieś moje przelotne romanse, znajomości z innymi kobietami, których nie tolerowała. Nie znosiła faktu, iż mogłaby mi się podobać jakaś inna kobieta i wtedy oznajmiała, że odpłaci mi tym samym. Nie traktowałem tych słów poważnie, a na pewno nie wtedy kiedy epoka femdom była dla nas nieznaną przyszłością. Emocje owe jednak powróciły, kiedy zostałem niewolnikiem, a moja Pani uświadomiła sobie swą władzę nade mną, która dawała jej pełnię wolności. I w tym właśnie dniu wszystko nabrało przyspieszenia, a nasza kula potoczyła się szybciej, z coraz większą siłą po tej równi pochyłej. Nasz związek nieodwracalnie szedł ku zatraceniu, w nieznaną krainę, w której żadne z nas nie mogło już mieć kontroli nad emocjami, uczuciami, a wręcz zdarzeniami.
- Za bardzo to wszystko mi się podoba – powiedziała Justyna pewnego wieczoru, kiedy pokornie leżałem na podłodze i lizałem jej stopy, podczas gdy ona oglądała jakiś program w telewizji. – To zaczyna być niebezpieczne i może dla ciebie źle się skończyć.
- Marzę tylko o tym, abyś była szczęśliwa i czerpała pełnię rozkoszy z panowania nade mną, Hrabino – odparłem, tytułując ją tak, jak sobie tego życzyła. – Cieszę się, że znajdujesz w tym wszystkim przyjemność i że podoba ci się...
- Znajduję też niebezpieczną pokusę, psie! – rzekła cynicznym tonem, który coraz częściej pojawiał się w jej ustach i zdawał się być autentyczny i niewymuszony. – Nie zdajesz sobie sprawy z tego, co tak naprawdę mi proponujesz i na co mi pozwalasz...
- Może nie zdaję, ale ufam ci i wiem, że chcę tego – powiedziałem.
Roześmiała się szczerze i beznamiętnie wcisnęła mi do ust paluszki swej boskiej stopy, nie bacząc na to, czy udławię się nimi. Wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że traktuje mnie jak rzecz, jak zabawkę, z której uczuciami nie musi się liczyć. Bo czy rzecz miewa uczucia?! Instrumentalizm w podejściu do mojej osoby najwyraźniej nie sprawiał mej żonie już problemów, a wręcz stawał się czymś naturalnym.
- W tym swoim śmiesznym manifeście niewolniczym zawarłeś wiele interesujących elementów i po prostu kusisz mnie żebym z tego skorzystała! – oznajmiła. – I powiem ci tylko, że... pokusa jest silna!
- Pragnę, aby moja Hrabina cieszyła się pełnią władzy nade mną i wolnością, którą ta władza daje – wybełkotałem. – Oddałem się całkowicie pod twe panowanie i wszystko to, co tobie sprawi przyjemność i rozkosz, będzie też moją rozkoszą.
- Nawet ten punkt manifestu, że jeśli zapragnę poczuć prawdziwego faceta, któremu będę chciała się oddać, który będzie mnie podniecał i rozpalał, to mogę bez mrugnięcia okiem to zrobić i nie liczyć się z twoimi uczuciami? – rzekła patrząc na mnie uważnie z góry. – Tego chcesz, abym cię zdradzała jak będę miała ochotę na prawdziwego kutasa?
- To wynika przecież z mojego oddania i twej wolności – oświadczyłem niepewnie, bo nie byłem zdolny do odpowiedzi wprost. Nie mogłem powiedzieć, ani że tak, ani że nie. Poczułem też w tym momencie falę gorącego podniecenia, która rozlała się po moim ciele, która uderzyła mi do głowy. Lęk, zazdrość i to cholerne podniecenie, którego nie mogłem przecież ukryć leżąc u jej stóp nagi.
- Widzę, że chyba tego chcesz, piesku... i to bardzo, aby twoja Hrabina wykorzystywała sytuację i nie odmawiała sobie przyjemności jakie może dać inny, świeży mężczyzna. Taki, na widok którego mam motyle w brzuchu i robię się wilgotna. Twój penis jest bardziej prawdomówny od ciebie! To, co? Chcesz? Odpowiadaj psie!
- Tak jest, Hrabino! – wyrzuciłem z siebie te słowa pod presją. – Chcę, jeśli tobie to będzie sprawiało przyjemność.
- A jeśli będzie?
- To nie przejmuj się mną!
- Nawet nie zamierzam.
- Jestem twoim niewolnikiem i zaakceptuję wszystko.
- Nie masz już innego wyjścia, bo ja nie zamierzam się wycofywać z czegoś, co bardzo mi się podoba i odpowiada mi – powiedziała Justyna. – Śmiać mi się tylko chce z tego, że to właśnie ty mnie zainspirowałeś i pokazałeś jak przyjemnie mogę zorganizować sobie życie. W domu niewolnik, który mi służy w każdy możliwy sposób, wielbi mnie i znosi wszystko, tak, że nie muszę o nic się troszczyć. Do tego kochanek, który zastąpi mi ciebie w roli mężczyzny i który pozwoli mi się czasami poczuć zwyczajną kobietą. I tylko boję się, żebym nie zapomniała, że kocham ciebie i że jesteś mi kimś bliskim. Naprawdę, mogę zapomnieć i...przestać ciebie traktować jak swego faceta. A może nawet jak człowieka. Pokusa jest wielka, mój drogi!
Zmroziło mnie to oświadczenie i przeszył mnie strach. Najwyraźniej nie traktowałem tych słów w pełni poważnie, bo inaczej nie przytaknąłbym i powiedział stop.
Dla każdego z boku, kto patrzyłby trzeźwym okiem na sytuację, musiałem zachowywać się irracjonalnie, jak człowiek o autodestrukcyjnych zapędach, dążący ku samozagładzie w imię seksualnego popędu, dla zrealizowania erotycznych wizji. Ale czułem już, że to coś więcej niż tylko satysfakcja wynikająca ze spełnienia się w wymarzonej roli. To było coś więcej niż zwyczajna podnieta dla ciała i umysłu. To był początek mojego zatracenia.
Byliśmy małżeństwem od siedmiu lat, choć tak naprawdę ze sobą spędziliśmy już lat jedenaście. Oboje po trzydziestce, dwójka dzieci i spokojne, skromne życie. Justyna była atrakcyjną brunetką o wspaniałych kobiecych kształtach, a i ja nie należałem do przesadnie szpetnych mężczyzn. Stanowiliśmy piękną parę i tak nas też postrzegano. Takie szablonowe, dobre małżeństwo. Nikt patrząc na nas nie mógł przypuszczać, co kryje się pod tym pięknym obrazkiem i co robimy pod osłoną tajemnicy alkowy. Ona była urzędniczką w państwowej instytucji, ja zaś niespełnionym artystą i literatem, który musiał często chwytać się przeróżnych zawodów, aby zarobić na rodzinę. Pełnej sielanki dopełniały nasze córki, czyniąc z nas kochającą się rodzinkę.
- Facet musi spełniać wszystkie twe potrzeby i musisz być pewna, że to ten, z którym chcesz być! Musisz czuć się komfortowo w takim związku – powiedziała moja żona do swej przyjaciółki pewnego dnia, kiedy wieczorem siedzieliśmy w naszym mieszkaniu we trójkę i popijając piwo rozprawialiśmy na tematy damsko-męskie. – Pamiętaj, że nie musisz niczego tolerować na siłę... A zwłaszcza tego, że on rujnuje twoje zaufanie.
- Żeby to było takie proste – odparła Anna. – Sprawy zabrnęły za daleko...
- Dopóki nie było ślubu, zawsze możesz się wycofać.... Albo walczyć i wyrobić swoją pozycję w tym związku.
Anna miała za pół roku wyjść za mąż i w związku z tym przeżywała coraz większe dylematy, rodziły się w niej wątpliwości wobec tego faceta. Specjalnie spotkały się z Justyną przy piwie, aby przedyskutować ten temat. Ja byłem dodatkiem do dyskusji, a żona w tajemnicy przed przyjaciółką, zastrzegła sobie, aby się nie odzywał nie pytany. Miałem tylko dotrzymywać im towarzystwa, podawać piwko, podpalać papierosy – jednym słowem usługiwać! Naturalnie nikt nie wiedział, że jestem niewolnikiem swej żony, a owe usługiwanie miało mieć charakter naturalny i szarmancki. Sam nie piłem i nie paliłem, tłumacząc, że rzucam i jedno i drugie.
Kiedy obie panie były już nieco wstawione, a ton rozmowy znacznie rozluźnił się i stał frywolny, moja małżonka najwyraźniej zechciała zabawić się moim kosztem, balansując na krawędzi wyjawienia naszych intymnych relacji. Chciała po prostu pokazać mi, że ma władzę poniżyć mnie wobec swej przyjaciółki, wedle kaprysu, aby udowodnić, że muszę godzić się na wszystko. Z uwagi na to, że obie pracowały w tym samym urzędzie i w tym samym biurze, miały wiele tematów wspólnych i rozmawiały o sprawach zawodowych i niezawodowych. Rozmawiały o ludziach związanych z urzędem, o petentach, z którymi miały do czynienia, o mężczyznach. Justyna wyraźnie chciała pokazać Annie, że nie ma żadnych ograniczeń wobec mnie i że wszystko jej wolno, z niczym nie musi się ukrywać.
- Jacka musiałam sobie wychować i wciąż go uczę, jak powinien mnie zadowalać – powiedziała o mnie moja małżonka. – To trudna rzecz, ale robi postępy. Prawda, kochanie? – zwróciła się do mnie.
- Tak... – odpowiedziałem zmieszany, czując zaskoczone spojrzenie Anny na sobie.
- Jest już tak posłuszny i kochający, że na skinienie palca będzie lizał moje stopy – kontynuowała Justyna, a ja czułem, że zaraz spłonę ze wstydu i nic nie mogę na to poradzić.
- No, to ci zazdroszczę – rzekła Anna. – Ten mój wolałby raczej sytuację odwrotną...
- Więc zmień go na nowy, lepszy model. Uwierz mi, że kobieta dopiero wtedy będzie szczęśliwa, jeśli jej facet będzie jej niewolnikiem. Prawda, kochanie? – ponownie zwróciła się do mnie.
- Tak jest, kochanie – potwierdziłem starając się zachować równowagę emocjonalną, aby przyjaciółka mojej żony potraktowała wszystkie te słowa jako swoistą przenośnię.
- Bardzo dobrze!
Potem rozmawiały o jakimś facecie, który tego dnia był u nich w biurze, a który to wywarł na wszystkich paniach nieodparte wrażenie silnego, męskiego erotyzmu. I po raz kolejny moja żona udowodniła, że może nie liczyć się zupełnie z moimi uczuciami, traktować niczym swą zabawkę i pastwić się nade mną.
- Normalnie na jego widok czułam motyle w brzuchu – powiedziała. – To jakaś magia... Kwintesencja męskiego seksapilu. Niby nawet nie był specjalnie przystojny i ładny, a powiem ci, Ania, że Jacek nigdy tak bardzo na mnie nie działał! Poczułam takie podniecenie i chęć... Po prostu mokra!
- Tak... Coś w sobie miał – odparła Anna, lekko zmieszana słowami mojej żony i brakiem mej reakcji. – Najzabawniejsze jest to, że każda z nas była gotowa...
- Jak go załatwiałam wyobrażałam sobie jakiego ma kutasa i że dotyka mnie... I normalnie poczułam coś takiego, że... – perorowała Justyna. – Naprawdę wspaniały facet!
- Justi! – Anna nie wytrzymała i zawołała: - Jak możesz przy mężu mówić takie rzeczy?! Jesteś okropna!
Obie śmiały się do rozpuku i Anna najwyraźniej uznała, że moja małżonka po prostu żartuje, zgrywa się, zaś ja znam ten styl zachowania i dowcipu i dlatego nie reaguję.
- Ale najlepsze teraz ci powiem – spoważniała Justyna. – Nie zdradziłam się przed wami, ale tobie, Ania, wyjawię... On mi zaproponował kawę, a ja powiedziałam, że się zastanowię...
- Żartujesz!
- Nie... On przyjdzie za kilka dni i zapyta czy namyśliłam się...
- Co mu powiesz?
- A co ty byś zrobiła na moim miejscu?
- No, cóż....
- Tak, tak... Dałabyś się skusić...
- No, wiesz... Taki facet... I gdyby ten mój o niczym się nie dowiedział...
- No, właśnie – oświadczyła moja żona. – Ja za to nie muszę się tym przejmować, bo mój mąż nie jest zazdrosny i nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby jego ukochana żoneczka zabawiła się! Prawda, kochanie?
Poczułem osłupiałe spojrzenie Anny na mojej osobie, oraz cyniczny wzrok mojej żony. Huczało mi w głowie i czułem, że wręcz skręca mnie w brzuchu. Odparłem:
- Oczywiście, kochanie! Będzie tak, jak chcesz.
- No, właśnie... – zatriumfowała Justyna wobec swej oniemiałej przyjaciółki. – To na tyle, kochanie, jeśli chodzi o ten wieczór. Polej nam jeszcze po piwku, podpal papieroska i możesz nas uwolnić od swego towarzystwa. Po prostu idź spać. Z uwagi na Anię, żeby nie przysparzać jej jeszcze większego szoku, nie każę ci dziś całować moich stóp na pożegnanie. My sobie jeszcze porozmawiamy, a tym doglądnij dzieci i śpij sobie.
- W takim razie... miłej pogawędki i już nie przeszkadzam – rzekłem zdobywając się na swobodny ton, jakby nic się nie stało. – Dobranoc.
Tak oto przekroczyliśmy z żoną tę pierwszą granicę, której być może nigdy nie powinniśmy byli przekroczyć. Ale stało się i była to jej wola. Ja nic nie mogłem zrobić. Może właśnie wtedy należało zahamować, zatrzymać się, zawrócić. Może to był ostatni moment, kiedy jeszcze można było zahamować. Zamiast tego pomknęliśmy ku nowej krainie doznań, ekscytacji i niebezpiecznej gry uczuć i emocji.
Justyna stała się od tamtego wieczoru chłodna wobec mnie i zdawała się być całkowicie obca. Niemal całkowicie znikło dotychczasowe żartowanie i przekomarzanie w związku z sukcesywnym wprowadzaniem modelu femdom do naszego małżeństwa. Wyglądało to tak, jakby najzwyczajniej w świecie obraziła się na mnie. Zdystansowanie, brak rozmowy, półsłówka i nie patrzenie w oczy. Jedynie przy dzieciach zachowywała pozory i zachowywała się normalnie. Tak mijał dzień za dniem.
- Czyżby moja Hrabina zapomniała, że ma swego oddanego niewolnika? – zapytałem w końcu. – Niewolnik czuje się opuszczony...
- Niewolnik nie ma prawa czuć cokolwiek – ucięła sucho obcym głosem. – Poza tym to ja decyduję, czy mam ochotę używać niewolnika, czy nie... Teraz nie mam i powinieneś się z tego cieszyć, psie!
- Przepraszam, Hrabino – odparłem pokornie.
Jedynym przejawem dominacji mej żony, jak i tego, że mnie jeszcze zauważa, było to, że czasami obrzucała mnie stekiem obelg, drwin i pogardliwych epitetów, oraz obdarzała spontanicznymi, acz siarczystymi policzkami. Raz kopnęła mnie nawet w krocze i miała niesamowity ubaw, kiedy wiłem się z bólu na podłodze.
- Nie życzę sobie, żebyś do mnie się zbliżał – rzekła. – Od dziś nie masz prawa ze mną spać w jednym łóżku. Nie masz też prawa oglądać mnie nagiej. Chyba, że pozwolę ci.... Jasne kundlu?
- Tak jest, Hrabino – wyjąkałem.
- Zapomnij też o tym, że w najbliższym czasie będziesz miał zaszczyt smakować moją cipkę, bo długo jej nie zobaczysz. Jedyne co, to lizać będziesz podeszwy moich butów i potraktuj to jako rozkosz. A o wsadzeniu kutasa we mnie zapomnij na zawsze! Skończyło się to dla ciebie, a ja podjęłam już decyzję...
- Decyzję? – zapytałem nieśmiało.
- Tak – odparła. – Zdecydowałam zadość uczynić twoim pragnieniom i... zwalniam cię na zawsze z obowiązku bycia moim partnerem seksualnym. Rolę tę zamierzam powierzyć komuś bardziej właściwemu, komuś kto będzie potrafił lepiej od ciebie zaspokoić mnie jako kobietę. Ujmę to tak: twój kutas już mi się znudził i chcę nowego... większego i lepszego! Ty całkowicie pozostaniesz w roli niewolnika, bo tylko do tego się nadajesz i będziesz mi służył. A jakiś inny pan będzie posuwał i rżnął twoją żonę. Może nawet i na twoich oczach. Jasne? A jak zechcę, to będziesz mnie po nim wylizywał. Ale to nagroda, na którą najpierw będziesz musiał zasłużyć.
- Tak jest, Hrabino – wychrypiałem zdławionym głosem. Czułem, że zapadam się w jakąś przepaść.
- A teraz spierdalaj, psie... Nie chce mi się na ciebie patrzeć – dorzuciła i... splunęła na moją twarz. – Niegodny jesteś oddychać tym samym powietrzem, co i ja...
Wprost nie potrafiłem uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. Czułem się niczym w jakimś transie, we śnie. Miałem wrażenie, że obudzę się i znów będzie moja uśmiechnięta i kochająca mnie żona. Nie pojmowałem, że Justyna tak mogła się zmienić, tak bardzo i autentycznie wejść w rolę Władczyni. Pozostało mi już tylko wierzyć, że jedynie gra tak doskonale swoją rolę i mówi to wszystko wyłącznie dla podrasowania naszej wspólnej zabawy. Zacząłem się bać.
Starałem się ze wszystkich sił, aby zadowolić ją, a przede wszystkim nie dawać pretekstów do gniewu wobec mnie. Sprzątałem, prałem, gotowałem i jednym słowem stwarzałem Justynie raj w domowych pieleszach. Wszystko, aby była zadowolona. Nie liczyłem na to, że mi podziękuje; nie liczyłem też, że będzie miła. Z dnia na dzień odczuwałem coraz silniejsze napięcie seksualne, a moje jądra były pełne spermy, dawno już nie spuszczanej. Wiedziałem, że jeśli ośmielę się samemu rozwiązać ten problem, bez aprobaty mej Pani, spadnie na mnie sroga kara. Bałem się nawet pomyśleć o tym, iż mógłbym chcieć ją oszukać w jakiejkolwiek kwestii.
W końcu jednak nie wytrzymałem i drżącym, prawie błagalnym głosem poprosiłem moją żonę:
- Hrabino... Zaczynam wariować, a jądra chcą mi pęknąć... Czy pozwolisz mi na ulżenie sobie? Zrobię wszystko co rozkażesz, tylko pozwól mi doświadczyć twej łaski...
- I bez tego zrobisz wszystko, co zechcę – roześmiała się ubawiona moją prośbą. To było wczesne popołudnie, a ona właśnie wróciła z pracy i jadła obiad, który jej podałem. Sam nie ośmielałem się jeść w jej towarzystwie i czekałem, aż naje się.
Tego dnia najwyraźniej miała dobry humor, bo wspaniałomyślnie pozwoliła mi masturbować się klęcząc u jej nóg. Nie wolno było mi jednak wytrysnąć. Czekałem na komendę, doświadczając najprawdziwszych katuszy. Jęczałem i prawie omdlewałem powstrzymując się od finału, a ona jadła spokojnie swój posiłek. Kiedy skończyła, postawiła pod stołem swój brudny talerz i rozkazała:
- Szybko spuść się na talerz i wyliż wszystko do czysta, psie! Jasne?
- Tak jest, Hrabino! Dziękuję! – powiedziałem z prawdziwą wdzięcznością.
Nie ma chyba nic bardziej upokarzającego dla mężczyzny, aniżeli zlizywanie własnej spermy. Kiedy opada napięcie, kiedy mija podniecenie, a umysł staje się antyerotyczny. Gorsze może być tylko chyba zlizywanie spermy po innym mężczyźnie, czego nawet nie brałem nigdy dotąd pod uwagę. Czyszcząc więc w tym skrajnym upodleniu talerz czułem się prawdziwym śmieciem, z którego człowieczeństwa nic nie pozostało.
- Mam dla ciebie radosną nowinę, piesku – rzekła Justyna. – Pamiętasz jak opowiadałam o tym panu, który był u nas w urzędzie i wpadł w oko wszystkim moim koleżankom, a mnie w szczególności? Pamiętasz?
- Tak, Hrabino – odparłem i poczułem przeszywający mnie dreszcz zazdrości wraz z falą gorąca w głowie.
- Wyobraź sobie, że przyszedł dzisiaj i... zapytał, czy namyśliłam się w kwestii propozycji, jaką mi złożył poprzednio. Wiesz co mu odpowiedziałam? Po prostu napisałam mu na karteczce numer telefonu i godzinę, o której ma zadzwonić. Zadzwonił bardzo szczęśliwy i bardzo podekscytowany... O osiemnastej ma po mnie przyjechać i zabiera mnie na kolację za miasto. Porozmawiamy sobie, przetestuję go i... być może zaszczycę rolą mojego kochanka. Obiecuję ci jednak, że dziś jeszcze nie oddam mu się. Za to, niewykluczone, iż opowiem mu o moim mężu-niewolniku, który z racji swej roli nie może wypełniać obowiązków mężczyzny wobec mnie, oraz że liczę na jego męskość. Jak wrócę wieczorem to wszystko ci szczegółowo opowiem. Ty zajmij się dziećmi, zrób im kolację i połóż spać. I oczywiście masz czekać z kąpielą na mnie...
Tak oto stanęliśmy na skraju przepaści perwersyjnego świata, a każdy kolejny krok mógł stać się krokiem ostatnim... dla mnie, dla niej, dla nas...
Post został pochwalony 2 razy
|
|