Forum moja żona sypia z innym Strona Główna  Forum moja żona sypia z innym Strona Główna  
  moja żona sypia z innym
FAQ  FAQ   Szukaj  Szukaj   Użytkownicy  Użytkownicy   Grupy  Grupy  Galerie  Galerie
 
Rejestracja  ::  Zaloguj Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
 
Forum moja żona sypia z innym Strona Główna->Opowiadania->ALKOWA NIE CAŁKIEM PRYWATNA

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
ALKOWA NIE CAŁKIEM PRYWATNA <-Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat->
Autor Wiadomość
baltuss36
PostWysłany: Czw 13:51, 31 Lip 2008 Temat postu: ALKOWA NIE CAŁKIEM PRYWATNA




Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Konin
Płeć: Mężczyzna

ALKOWA NIE CAŁKIEM PRYWATNA





Jak to się stało, że zaplątałem się w całą tą sytuację z państwem Gross, co z kolei miało wpłynąć na dalsze moje życie i niejako wypaczyć dalsze relacje damsko-męskie, moje preferencje związane z intymnością!? Czy była to tylko kwestia nieodpartej pokusy, czy może coś więcej? Coś głębszego, tudzież wynikającego z najniższych pobudek? Czułem się winny konsekwencji zaistniałych wydarzeń i miałem ogromnego kaca moralnego, lecz czy tak naprawdę to była moja wina? Przecież to nie ja wdarłem się w ich małżeński, intymny świat alkowy, lecz zostałem do niego wciągnięty, zaproszony i skuszony w sposób podstępny, a wręcz wyrafinowany. Kiedy los otwiera przed nami jakieś nowe drzwi i pozostawia prawo wyboru, abyśmy przekroczyli ich próg, bądź wycofali się, nigdy nie wiemy dokąd to nas zaprowadzi. Cóż... Jest powiedzenie, iż gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył. Nie kierujemy się w podejmowaniu wszystkich decyzji rozumem i chłodną kalkulacją, lecz ulegamy impulsom, emocjom, żądzom. Jesteśmy przecież tylko ludźmi...
Poznałem Grossów przed niespełna rokiem, kiedy to zamieszkałem w eleganckim apartamencie, w centrum miasta, pośród ludzi sukcesu, bogatych i ustawionych wysoko w społecznej hierarchii. W zasadzie nie należałem do tego świata i rzucił mnie tam przypadek, jeśli w ogóle możemy mówić o czymś takim, jak przypadkowość rzeczy, które nas spotykają w życiu. Ot, po prostu mój znajomy na rok wyjechał służbowo do Francji, na delegację, a ja zaopiekowałem się jego mieszkaniem. Nie byłem ani adwokatem, ani lekarzem, ani nawet biznesmenem, jak większość z moich nowych sąsiadów. Stawiałem swoje nieśmiałe, pierwsze kroki literackie i pracowałem nad powieścią, utrzymując się z oszczędności. Wobec otaczających mnie ludzi byłem skromnym, żeby nie powiedzieć ubogim facetem, który mimo swoich trzydziestu sześciu lat nie zrobił żadnej kariery, ani nie zgromadził najmniejszego majątku. Na całe szczęście nie popadałem z tego tytułu w kompleksy i bynajmniej nie czułem się od nikogo gorszy. Aldona i Ignacy, czyli państwo Gross, mieszkali na tym samym piętrze, a nasze drzwi znajdowały się na wprost siebie. Siłą rzeczy byli moimi najbliższymi sąsiadami i to właśnie im, jako pierwszym, miałem okazję ukłonić się i powiedzieć dzień dobry. Mój znajomy, zanim wyjechał, uprzedził też sąsiadów, że zamieszka tu ktoś zaufany, żeby nikt nie poczuł się zaniepokojony nagłym pojawieniem się obcego.
- To pan jest tym pisarzem? – powiedziała do mnie pani Gross, kiedy ukłoniłem się jej na korytarzu, obdarzając przyjaznym uśmiechem. – Kamil wspominał o panu...
- Oczywiście przesadził – odparłem. – Nie jestem pisarzem, a zaledwie raczkującym adeptem tej sztuki...
Przedstawiłem się jej z największą galanterią na jaką było mnie stać, albowiem miałem do czynienia z kobietą o niewątpliwej urodzie, oraz odczuwalnym uroku osobistym, która na każdym mężczyźnie musiała wywierać ogromne wrażenie. Mogła mieć około czterdziestki, ale to tylko przydawało jej atrakcyjności i klasy! Wysoka i zgrabna brunetka, o długich włosach, śniadej karnacji i czarnych, lśniących oczach. Figurę miała pełną jeśli chodziło o linię, co uwydatniało tylko jej kobiecość – obfity biust i szerokie biodra z kształtnymi pośladkami. To, co nosiła na sobie, w co była ubrana, dalece przewyższało wszystkie moje oszczędności. Wytworna dama, z wyraźną i charakterystyczną dla tego typu kobiet powściągliwością i rezerwą wobec wszystkiego. Jeśli do tego dołożyć jeszcze ewidentną dumę, jaka z niej emanowała, to mógłbym rzec, że zaliczała się do grona kobiet jakie najbardziej lubię. Głos zmysłowy, dźwięczny i pewny siebie, język i treść wypowiadanych słów wyważone. Przy kimś takim, jeśli jest się mężczyzną, serce zaczyna mocniej bić, zaś myśl staje się zmącona emocjami.
- Nie dość, że przystojny, to jeszcze skromny – uśmiechnęła się do mnie, patrząc przenikliwie w moje oczy. – Niech pan czasami odrzuci tę skromność, bo to bywa niepotrzebnym balastem w życiu...
- Pewnie ma pani rację, lecz... cóż począć skoro taka moja natura? – odparłem wytrzymując jej spojrzenie.
- Jest pan artystą, a ja bardzo cenię artystów... ludzi o wyjątkowej wrażliwości, potrafiących dostrzegać w szarej codzienności ulotne piękno i osobliwości. Mój mąż jest lekarzem i przyznam panu, że nie ma nic nudniejszego niż lekarz w domu. Ja jestem adwokatem i czasami chciałabym poszerzać swe horyzonty towarzyskie, wyjść poza obręb naszych kręgów zawodowych...
- Cóż zatem stoi pani na przeszkodzie? – zapytałem.
- Nic... Po prostu zamierzam to zrobić.
W kolejnych dniach poznałem pana Grossa. Był to mężczyzna przed pięćdziesiątką, nieco już przyprószony siwizną, ale niezwykle elegancki i kulturalny. Wywarł na mnie bardzo sympatyczne wrażenie. Poza tym, jak na chirurga, należał do ludzi bardzo wrażliwych i delikatnych. Sporo starszy ode mnie, lecz nawet przez chwilę nie dał odczuć swej wyższości, tudzież dzielącej nas różnicy wieku. Prawdę mówiąc to sam już nie pamiętam jak to się stało, że tak zacieśniły się nasze relacje towarzyskie i w którym momencie staliśmy się wręcz dobrymi znajomymi. Na przestrzeni kilku tygodni uświadomiłem sobie, że państwo Gross roztoczyli nade mną swoistą opiekę, zapraszając na popołudniowe kawki, herbatki, a nawet kolacje. Wciąż wypytywali o to, jak mi się mieszka, czy czegoś mi nie brak. Poznali mnie nawet z osobami ze swego towarzystwa. To było bardzo miłe i czułem się wysoce zobowiązany. W końcu zaczęliśmy sobie mówić po imieniu.
- Masz wspaniałą żonę – powiedziałem Ignacemu pewnego wieczoru, kiedy zaszedł do mnie na kieliszek koniaku. Zdarzało się to dość często i poczytywałem ten fakt jako przejaw przyjaznych pogawędek. – Takiej kobiety może ci pozazdrościć każdy mężczyzna.
- Oj, tak... – odparł jakby nieco zakłopotany. – Aldona jest moją chlubą! To piękna kobieta i uwielbiam ją. Zrobiłbym dla niej wszystko...
- Nie dziwię ci się – rzekłem znacząco.
- A ty? Bez kobiety? Bez żony? – zapytał nagle mój sąsiad. Nigdy dotąd nie poruszaliśmy tej kwestii.
- Rozstaliśmy się jakiś czas temu. Jak to mówią: różnica charakterów i rozbieżność oczekiwań wzajemnych.
- Zdarza się...
- I żyjesz tak bez kobiety? Taki przystojny facet – zdumiał się Ignacy.
- Ujmę to tak, że chwilowo odpoczywam od kobiet. Piszę i potrzebuję spokoju, wyciszenia. Przy kobiecie trudno o to wszystko...
- No, tak... – roześmiał się Gross.
Zauważyłem, że zawsze, każda wizyta Ignacego u mnie, wiązała się z wyjściem z domu jego żony. Podobno Aldona w tym czasie odwiedzała na babskie plotki swoje bliskie przyjaciółki, a taka oddzielność w spędzaniu czasu była czymś normalnym w małżeństwie państwa Grossów. Obopólna autonomia i wolność. Przyznaję, że podobało mi się to. Uznałem, że ludzie na pewnym poziomie i obracający się w pewnych sferach mają daleko posuniętą tolerancję i wolność obyczajów, aniżeli pospolita rzesza przeciętniaków, do której i sam się zaliczałem. Z czasem tak bardzo uzależniłem się od naszych męskich wieczorów, że wręcz czekałem, aż rozlegnie się dzwonek u drzwi i stanie w nich Ignacy z butelką koniaku w ręku, lub flaszką whisky, abyśmy tradycyjnie zatopili się w rozmowach mniej i bardziej istotnych. Czułem, że rodzi się między nami prawdziwa, męska przyjaźń.
Czas i bieg wypadków pokazał jednak, jak bardzo się pomyliłem w swoich sądach, jak byłem naiwny i czemu miały służyć te cykliczne wizyty mego sąsiada. Ignacy tak naprawdę wcale nie szukał we mnie przyjaciela. A już na pewno nie takiego przyjaciela, jak to powszechnie bywa przyjęte.
Zawsze podczas naszych pogawędek otrzymywał sms-y od Aldony. Bywało, że nawet dzwoniła do niego i coś mu mówiła. Słuchał wtedy w milczeniu i pąsowiał na twarzy. Stawał się nieprzytomny, nieobecny, jakiś taki podminowany i podekscytowany czymś, czego zdradzić nie chciał, a ja nie pytałem.
Jeśli chodziło o moje kontakty z Aldoną, to nie wykraczały poza oficjalne granice dobrosąsiedzkie. Nie pozwalała na żadne zbliżenie, zachowując ten charakterystyczny dystans. Piękna i niedostępna – tak bym ją określił!
Potem nastąpił pewien niewinny i zdawać by się mogło, nic nie znaczący incydent. Oto Ignacy chciał mi pożyczyć pewien film na płycie DVD, abym go koniecznie obejrzał, a rzecz miała dotyczyć jakichś kwestii metafizycznych, o których czasami rozmawialiśmy. Kiedy włączyłem rzeczony film, okazało się, że to... pornos! Film był nasycony perwersją i opowiadał o nader osobliwym układzie między mężczyzną, a kobietą, gdzie on był czymś w rodzaju niewolnika, zaś ona robiła z nim co tylko chciała. To nie było jakieś tendencyjne sado-maso, ani nic w tym rodzaju. Przyznaję, że obejrzałem ów film z zainteresowaniem i szokiem. Pomyślałem, że zaszła pomyłka i w pudełku przez przypadek znalazł się nie ten film, co powinien, lecz mimo wszystko była to własność Ignacego, a może własność ich wspólna! Skąd taka właśnie tematyka? Czyżby stanowiło to przedmiot jego, lub ich zainteresowań?
- Przepraszam cię najmocniej – powiedział zakłopotanym tonem mój sąsiad, kiedy nazajutrz opowiedziałem o pomyłce jaka zaszła. – Zaraz dam ci ten właściwy film. Mam nadzieję, że nie obraziłeś się, że...
- Ależ nie! – zaprzeczyłem. – Przyznam ci się, że nawet z wielkim zainteresowaniem obejrzałem...
- Lubisz takie tematy? – zapytał ostrożnie Ignacy.
- Jestem normalnym, zdrowym facetem – odparłem. – Nie wierzę, jak jakiś facet mówi, że nie lubi pornosów.
- Zgadzam się w całej rozciągłości – roześmiał się.
I znów minęło kilka kolejnych dni. Gross nie narzucał się ze swym towarzystwem, ani z jakimkolwiek tendencyjnym tematem. Już prawie uznałem sprawę pomylonego filmu za incydent i niemal zapomniałem o niej, kiedy mój sąsiad rzekł pewnego wieczoru zachodząc do mnie na chwilę:
- Nie obraź się i wybacz, że być może próbuję uszczęśliwić cię na siłę, mimo że wcale o to nie prosiłeś...
- Do czego zmierzasz? – uśmiechnąłem się przyjaźnie.
- Ufamy sobie? – zapytał nagle poważnie Ignacy.
- Tak... Chyba tak – odparłem zaskoczony. – O co chodzi?
- Pomyślałem, że skoro nie masz czasu na kobiety, skoro jesteś tak zajęty pisaniem tej książki... Jak każdy facet masz swoje potrzeby i...
Wtedy wręczył mi plik płyt DVD, na których niewątpliwie znajdowały się jakieś filmy. Był zmieszany i onieśmielony jak nigdy dotąd.
- Co to jest? – spytałem.
- Erotyki – odparł. – Na pewno znajdziesz tu coś, co lubisz... Przepraszam! Weź to i o nic już nie pytaj. Dobrej nocy!
I uciekł. Tak – najzwyczajniej uciekł. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co myśleć i tylko uśmiechnąłem się pod nosem. Poczciwy Ignacy zatroszczył się o mnie, żebym miał na co popatrzeć i przy czym ulżyć swej męskiej chuci. To było zarazem zabawne, jak też zastanawiające. Nigdy dotąd żaden mężczyzna, bez proszenia, nie przyniósł mi filmów pornograficznym, ot tak, abym się przy nich rozerwał. Odczuwałem gdzieś w głębi jakieś zażenowanie i niesmak, z którymi próbowałem walczyć i wyrzucić z siebie. Zastanawiałem się jeszcze tylko, czy zrobił to za wiedzą swej małżonki, czy w tajemnicy przed nią. I co też ona sobie o mnie pomyśli skoro przyjąłem te filmy.
I tym razem mogłem oglądać te same klimaty dominacji kobiety nad mężczyzną, o niewolniczej roli mężczyzny wobec kobiety, o tym, jak kobieta w sposób bezwzględny i wyrafinowany gnębi i poniża swego partnera! Nie urodziłem się wczoraj i wiedziałem, że owa dziedzina erotyki nosi anglojęzyczną nazwę: femdom. Przyznaję, że odczuwałem narastające podniecenie w miarę zagłębiania się w tych osobliwych klimatach. Po raz pierwszy jednak zetknąłem się z czymś nowym, co w Polsce nazwano rogaczeniem, a angielska nazwa tego brzmiała cockuld. Kobieta, na oczach męża, partnera, zdradzała go i uprawiała seks z innym mężczyzną! Rogacz, czyli zdradzany i poniżany tak mężczyzna, odczuwał w tej sytuacji satysfakcję seksualną, a wręcz dodatkowo i gorliwie usługiwał parze kochanków. Zaszokowało mnie to, że w jednej ze scen, wylizuje swą Panią bezpośrednio po stosunku z kochankiem, połykając spływającą jeszcze spermę z pochwy! Nie sądziłem, iż ktokolwiek zdolny jest do takiego upodlenia i poniżenia. Nie mieściło się to wprost w mojej głowie! Odczuwałem coś w rodzaju obrzydzenia, pogardy dla takich praktyk... Ale też czułem rosnące podniecenie ujrzanymi obrazami. Swoisty paradoks!
Oczywiście nie widziałem siebie w roli rogacza. Jeśli już, mogłem ewentualnie być tym gorącym kochankiem, choć i tak przeszkadzałaby mi zapewne obecność innego mężczyzny przy igraszkach z kobietą. Tak, czy owak, po obejrzeniu tych filmów musiałem ulżyć sobie. Wytrysnąłem tak intensywnym strumieniem, iż samego mnie to zadziwiło.
- I jak się podobały filmy? – zapytał nazajutrz Ignacy, kiedy to niby przypadkiem zaszedł do mnie. – Czy aby nie nazbyt perwersyjne? Nie zniesmaczyły cię?
- A jeśli powiem, że nie? – odparłem pytaniem, nieco prowokująco.
- To doskonale! Mogę pożyczyć ci coś lepszego...
- Tak? A co?
- Zobaczysz...
I wtedy właśnie wkroczyliśmy już w obszar czegoś nieodwracalnego i totalnie zmieniającego nasze dotychczasowe relacje. Zakończyła się nasza niewinna, dobrosąsiedzka znajomość. Albowiem film, który dostałem do obejrzenia, był amatorskim nagraniem, w którym role główne grali... państwo Gross i jakiś pan, którego nie znałem! Ignacy, nagi i godny pogardy w swej roli męża-niewolnika, a zarazem rogacza, posługiwał swej żonie i jej kochankowi. Aldona była najwyraźniej w swoim żywiole, przepełniona ekstazą i zupełnie nie przejmująca się uwłaczającą rolą swego małżonka. Wręcz go dręczyła, poniżała, a nawet znęcała się nad nim fizycznie. Nieznajomy mężczyzna był w typie osiłka, młodego i wspaniale zbudowanego. Zaszokowany tym co widzę, z nieukrywaną rozkoszą wpatrywałem się w ciało Aldony, w jej ekstatyczne ruchy, westchnienia, krzyki... Niemal natychmiast uwolniłem swego członka ze spodni, który sterczał sztywny i wołający o masturbację. Trysnąłem prawie natychmiast!
Długo tego wieczoru nie mogłem zasnąć, zastanawiając się dlaczego Gross dał mi ten film. Co nim powodowało? Jakie miał intencje? Czy chodziło mu o ekshibicjonistyczne doznania wynikające z obnażenia ich tajemnicy alkowy przede mną, czy zgoła o coś więcej? Nie sądziłem też, aby uczynił to bez wiedzy Aldony. Poza tym nie wiedziałem, jak teraz spojrzę mu w oczy i co powiem. Nagle runął we mnie obraz tego lubianego człowieka; zniknął szacunek i prestiż jakim się cieszył. Doktor Ignacy Gross jawił mi się jako zwyczajna męska szmata, której przeznaczeniem jest wycieranie krocza jego żony Aldony po innych mężczyznach. To tylko film i być może fanaberia, przejaw ekscentryzmu ludzi z wyższych kręgów społecznych, lecz zapadł mi w świadomość bardzo głęboko. Ignacy stracił niemal wszystko, za to pani Gross zyskała ogromnie. Teraz już absolutnie uosabiała moje marzenia o kobiecym wdzięku, erotyzmie i wyuzdaniu, które dodaje kobiecie piękna. Czy właśnie o to im chodziło?
Następne dni całkowicie już odsłoniły mi tajemnicę państwa Grossów. Aldona osobiście, czego dotąd nie robiła, odwiedziła mnie i zaprosiła na kolację. Jej znaczący ton i wymowne spojrzenie były tak zniewalające, iż nie potrafiłbym odmówić. Poza tym uznałem, że powinienem iść za ciosem, zgodnie z biegiem wypadków. Poczułem też, że mogę w tej sytuacji znaleźć coś dla siebie; coś zyskać, czegoś doświadczyć i poznać. Domyślałem się, że wszystko dotąd, co działo się między nami, nie było przypadkowe, oraz że od samego początku oboje zmierzali właśnie do tego celu – do wciągnięcia mnie w swoją tajemnicę, do swej alkowy! Nawet te wieczorki przy drinku z Ignacym były nieprzypadkowe – prawdopodobnie właśnie wtedy jego żona miała randki, spotkania z kochankami, a on musiał gdzieś się podziać. Dręczyła go wtedy sms-ami i dawała nawet posłuchać, jak dyszy, kiedy jest w niej inny facet. Krok po kroku przygotowywali mnie do ostatecznego obnażenia się, odsłonięcia swego sekretu.
- Możemy ci zaufać? – zapytała wprost Aldona, kiedy zasiedliśmy do stołu, aby zjeść ową kolację. Ignacy unikał wyraźnie mego spojrzenia i milczał.
- Oczywiście, że tak – odparłem. – Doceniam, że pozwalacie mi uczestniczyć w waszej tajemnicy, w waszej intymności... Możecie być pewni, że dyskrecja jest moją silną stroną.
- Co teraz o nas myślisz? – rzuciła.
- Że każdy ma prawo do tego, co mu sprawia przyjemność i rozkosz.
- Nie potępiasz nas? Mnie?
- Wręcz przeciwnie.
- O!
- Mogę być szczery? – spytałem, wiedziony nagłym przypływem odwagi, oraz wyzbyciem się oporów i skrupułów.
- Naturalnie, że tak – rzekła obiecującym głosem Aldona.
- To mnie bardzo rozpaliło i podnieca... Jest to dla mnie w zasadzie nowość, ale...
- I nie przeszkadzałoby ci, gdyby mój piesek warował pod łóżkiem, na którym kochałbyś się ze mną? – weszła mi w słowa.
- Tego nie wiem...
- OK.! Pozwól jednak, że coś zaznaczę na samym początku, zanim cokolwiek się stanie i cokolwiek ustalimy... Otóż, wiedz, że kocham swego męża, a to w jakiej roli on występuje w naszych erotycznych igraszkach, nie ma znaczenia dla mojej miłości. To taki teatr. Teatr, który on lubi i którego pragnie. Ignacy sam zainicjował te zabawy... Dlatego nie chcę, abyś go potępiał, ani nim gardził. Czy to jasne?
- Daleki jestem od tego. Przecież jesteśmy zaprzyjaźnieni...
- Owszem. Poza tym, tylko mnie wolno jest go poniżać, karać i wydawać mu polecenia. Kochanek nie ma nic do niego! Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Jeśli każę mu, aby oblizał ci penisa po stosunku, to on to zrobi, ale tylko i wyłącznie dla mnie i na mój rozkaz. Ty jedynie możesz mu pozwolić.
- A jeśli bym nie chciał? – zapytałem. – Jakoś nie wyobrażam sobie, że inny mężczyzna liże mi...
- Nic na siłę – odparła. – Ale sprawisz mu tym przykrość. Nie będzie mógł spełnić woli swej Władczyni. Poza tym może potem być ukarany. Będziesz miał go na sumieniu.
- Czyli jestem bez wyjścia?
- Poniekąd... Jeśli go lubisz, pozwolisz mu wypełniać moje rozkazy – roześmiała się Aldona.
Dowiedziałem się, że Ignacy od pięciu lat już nie jest równoprawnym partnerem seksualnym swej żony, że od tego czasu nie odbył z nią normalnego stosunku. Mało tego! Aldona decydowała o jego orgazmach, wytryskach, masturbacji, a nawet wzwodach, stosując specjalne urządzenie zakładane na członka i jądra, tak zwany męski pas cnoty. Gross mając to na sobie mógł tylko robić siku. Każdy wzwód był dla niego bolesny i niemożliwy, a co tu dopiero mówić o samowolnych próbach onanizmu. Żona sprawowała nad nim absolutną kontrolę. Jednak to on zgodził się na to i tego właśnie pragnął! Pragnął być szmatą i podnóżkiem dla swej Władczyni, a Aldona tylko mu to wspaniałomyślnie umożliwiała.
- Pomyśl tylko – zwróciła się do mnie tonem zupełnie swobodnym, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie, tudzież o gustach literackich. – Jakiej kobiecie nie pasowałoby coś takiego?! Po kilku ładnych już latach zwyczajnego, nudnego pożycia, nagle pojawia się szansa na odmianę. Coś, co rozpala żar! Władza absolutna nad partnerem, niczym nieograniczona wolność i swoboda w realizacji marzeń i potrzeb.
- Tak... Dla ciebie to idealny układ. Dla każdej kobiety racjonalnie myślącej – powiedziałem.
- Początkowo, kiedy Ignacy mi o tym opowiedział, byłam w szoku... Ale z czasem zrozumiałam, że to dla mnie i dla naszego skostniałego związku najprawdziwsze wybawienie i błogosławieństwo! I tak się zaczęło...
- Rozumiem, że oboje jesteście szczęśliwi w tym układzie? – zapytałem spoglądając na nich dwoje.
- Ja bardzo – rzekła Aldona. – A Ignacy... Myślę, że też, choć nawet gdyby było inaczej, to nie ośmieliłby się tego wyrazić. Bez pozwolenia nie wolno mu otwierać nawet pyska, a co dopiero prowadzić równorzędne rozmowy. Teraz też z nim nie pogadasz, jeśli ja mu na to nie pozwolę. Na tym polega prawdziwa władza nad niewolnikiem. I nie wiem, czy kiedykolwiek zrezygnuję z tego. Dzięki temu czuję się Królową!
- A co, gdyby Ignacy się zbuntował? Gdyby już nie chciał? – wtrąciłem.
- Szczerze? On nie ma prawa do decydowania. A gdyby nawet, to... Mamy spisany cyrograf, taką prawdziwą niewolniczą umowę, zawoaluowaną w notarialnym zrzeczeniu się całości majątku przez męża na rzecz żony. Poza tym mam filmy, zdjęcia i wiele innych środków do zdyscyplinowania, których użyć bym mogła na forum naszych znajomych i nie tylko. Ale to czysta teoria, bo Ignacy za nic nie chciałbym stracić swej zaszczytnej roli bycia moim niewolnikiem. Prawda, piesku? – Aldona zwróciła się do męża.
- Tak jest, Pani – odparł pokornym tonem i głosem, jakiego dotąd nie znałem. Czułem się jakbym spoglądał na zgoła innego, obcego człowieka.
Cała ta sytuacja wydawała mi się tak dalece nierealna, iż miałem wrażenie, jakbym oglądał jakiś film, a nie faktycznie uczestniczył w osobliwych wydarzeniach. Jeszcze przed chwilą znałem doktora Grossa, który jawił mi się jako ogólnie szanowany lekarz i człowiek będący niewątpliwym autorytetem, a już po chwili ujrzałem jego drugie – jakże odmienne – oblicze! Nie wiedziałem, czy snem jest to, co teraz, czy to, co było dotąd. Gdyby jeszcze ów układ niewolniczy był li tylko doraźną zabawą, a nie stałym i realnym stanem rzeczy, to być może nie czułbym ginącego szacunku dla Ignacego. Jednak, pomimo usilnych starań z mej strony, spoglądałem teraz na niego z rosnącą pogardą, z wyższością. Niby starałem się zrozumieć, że każdy ma prawo do bycia kim chce, jeśli nie powoduje to nikomu krzywdy, lecz nie pojmowałem, dlaczego ktoś potrzebuje aż takiego zatracenia. Miałem przed sobą mężczyznę pozbawionego dumy, godności, upodlonego i w jakimś stopniu odczłowieczonego. Czy to nadal była jeszcze tylko zabawa małżeńska, czy może już sytuacja patologiczna, dewiacyjna? Za wszelką cenę nie chciałem oceniać, lecz czułem, że bez trudu przyjdzie mi okazać pogardę dla niewolnika Aldony. Ten niewolnik, choć nadal jej mąż, nie był już tym samym Ignacym dla mnie; nie był tym samym, z którym popijałem wieczorami drinka i rozprawiałem o zagadnieniach filozoficzno-metafizycznych.
- Nie pojmuję tylko jednego – rzekłem. – Bycie niewolnikiem dla swej ukochanej kobiety może rzeczywiście być wspaniałe i dostarczać rozkoszy mężczyźnie... ale tylko na krótką metę. Tylko wtedy, kiedy zabawiają się wieczorem, przez kilka godzin! Ale od pięciu lat, bez przerwy? To musi wpłynąć na psychikę!
- Jak najbardziej – odparła Aldona. – Ale uwierz mi, że wpływa to bardzo pozytywnie! To, że Ignacy jest w całkowitej mojej władzy, ma i dla niego dobroczynny wpływ. Ujmę to tak, że poprzez dyscyplinę, którą mu narzucam, jego życie jest bardziej wartościowe i efektywne. A poza tym... Teraz może skupić się wyłącznie na swej żonie, czego prędzej jakoś nie robił zbyt skutecznie. To taka swoista pokuta, którą sam sobie narzucił. Kiedyś to on miewał inne kobiety, a teraz role się odwróciły...
- Rozumiem. Teraz cierpi na własne życzenie – powiedziałem. – Tylko, czy chodzi o samą pokutę, czy Ignacy znajduje w tym własne spełnienie i rozkosz?
- No, piesku! – zwróciła się do milczącego Ignacego, który siedział ze spuszczoną głową. – Odpowiedz panu! Lubisz służyć Pani Aldonce?
- Służenie mojej Pani, mojej Żonie, jest treścią mego życia i jedyną wartością. Zadowolenie i satysfakcja Pani Aldony jest jedynym celem, jaki mi przyświeca – powiedział Gross, a mnie zrobiło się nadzwyczaj dziwnie z powodu tonu tych słów.
Aldona uśmiechnęła się i gestem ręki przywołała do siebie Ignacego. Ten, posłusznie i z wyraźnym zapałem, zeskoczył z krzesła, na którym siedział dotąd, i dosłownie przyczołgał się do jej nóg. Wyglądał jak pies łaszący się do swej Pani i tylko brakowało merdania ogonkiem.
- Ignacy zazwyczaj nie siada na krześle, bo to miejsce nie dla niego przeznaczone. Zwykle waruje na podłodze, bo tak lubię go widzieć – oznajmiła kładąc swą obutą stopę na karku niewolnika. – Poza tym, zwykle też nie potrzebuje nosić ubrania. Najlepiej czuje się nago. Nie chcieliśmy cię jednak szokować.
- A kiedy macie gości? Kiedy ktoś was odwiedza? – zapytałem, bo sam niejednokrotnie byłem świadkiem towarzyskich spotkań u Grossów.
- No, to naturalne, że nie obnosimy się przed przyjaciółmi z naszą intymnością! Wtedy Ignacy udaje mojego równorzędnego partnera i gospodarza domu. Trzeba stwarzać pozory.
- No, właśnie... Powiedz mi, dlaczego ja? Dlaczego zostałem dopuszczony do waszej tajemnicy? Po co? I powiedz mi, czy ktoś jeszcze uczestniczy w tym i zna ten sekretny układ?
- Nikt ze znajomych i nikt z osób, które mogłyby przez znajomość naszego układu zaszkodzić nam – odpowiedziała Aldona. – Pamiętaj, że Ignacy jest wziętym chirurgiem, a ja adwokatem. Musimy być ostrożni.
- A mnie się nie obawiacie? Przecież znamy się tak krótko i w zasadzie niewiele o mnie wiecie...
- Może niewiele, ale wystarczająco – roześmiała się. – Wystarczająco, aby nie obawiać się, abyś miał nam zaszkodzić. Wybacz, ale... pozwoliła sobie odrobinkę cię prześwietlić i co nieco dowiedziałam się o tobie. Bez takiej wiedzy nie moglibyśmy zaryzykować. Chyba się nie gniewasz?
- No, cóż... W sumie to rozumiem.
- Pytasz: dlaczego akurat ty! Tę kwestię, pozwól, że wyjaśni ci już mój mąż... Powiedz panu dlaczego – Aldona rzuciła pogardliwym tonem swemu niewolnikowi.
Widziałem jak ciężko było Ignacemu zwracać się teraz do mnie i opowiadać o powodach, dla których zostałem wybranym. Okazało się, że już pierwszego dnia wpadłem w oko pani Gross, która zapałała chęcią bliższego poznania mej osoby. Imponowało tej kobiecie to, że nie jestem jednym z tych nudnych lekarzy, czy prawników, którzy w kółko potrafią rozprawiać wyłącznie o swoich sprawach, lecz należę do ludzi o artystycznym spojrzeniu na świat i życie. Poza tym, kiedy Aldona zauważyła, że między mną a Ignacym zawiązała się szczera nić sympatii, postanowiła, aby perwersyjnie tę sympatię zamienić na coś innego, zabierając swemu mężowi-niewolnikowi możliwość ewentualnej przyjaźni. Nawet nie skrywała swej perfidii. Postanowiła uczynić mnie swym kochankiem, zaś Ignacy miałby w tej sytuacji usługiwać nie tylko jej, ale też swemu niedoszłemu przyjacielowi. To dopiero upokorzenie!
- To niemoralne i nieetyczne – rzekłem zniesmaczony. – Dlaczego zadajesz mu tyle cierpienia?
- Szczerze? Bo to mi sprawia przyjemność – powiedziała cynicznie Aldona.
- A jeśli bym teraz odmówił? Dlaczego tak z góry założyłaś, że zgodzę się zostać twoim kochankiem? Gdyby to było tylko to, sprawa byłaby prostsza... Lecz to sytuacja zgoła nietypowa! Kochanka i jej mąż-niewolnik! Może ja nie chcę przykładać ręki do poniżania i upodlania Ignacego? Może go za bardzo polubiłem?
- On ciebie też bardzo lubi – weszła mi w słowo. – I dlatego bardzo mu zależy, abyś to był ty, a nie ktoś inny...
- Chyba mnie trochę wykorzystaliście, co? – rzuciłem gniewnym głosem.
- Zawsze ktoś kogoś wykorzystuje. Takie jest życie, mój drogi!
- Muszę to wszystko przemyśleć – oświadczyłem podnosząc się z krzesła. – Porozmawiajmy o tym innym razem. Zastanowię się, przemyślę i dam odpowiedź. Dobrze?
- Nie myśl tylko za długo, bo mnie mężczyźni nie odmawiają – rzekła tonem nie znoszącym sprzeciwu Aldona. – Jutro to ja mogę stracić ochotę i zmienić zdanie. A wtedy będziesz miał na sumieniu Ignacego.
- Jak to? – zdziwiłem się.
- Za twoją odmowę on poniesie karę. A jaka to kara, tylko on będzie wiedział. Kobieta odrzucona potrafi być okrutna.
- To szantaż?
- Czekam na odpowiedź... Dobranoc! – ucięła i dała mi do zrozumienia, żebym już wyszedł.
Siedząc w swoim mieszkaniu i paląc papierosa za papierosem, gorączkowo rozważałem sytuację. Moja żądza i zwykła męska chuć popychały mnie w stronę zgodzenia się na proponowany układ, zaś zwyczajna przyzwoitość i normalne, ludzie skrupuły kazały mi wycofać się z tej niebezpiecznej dla nas wszystkich drogi. Podniecenie jednak rosło we mnie z każdą chwilą, a rozum szedł spać...
Kiedy jeszcze tego samego wieczoru zapukałem do drzwi państwa Grossów i otworzył mi je Ignacy, żadne z naszej trójki nie zdawało sobie sprawy z wydarzeń, które wkrótce wypełnią nasze życie. Jak to dobrze, że człowiek nie zna swej przyszłości – ani tej najbliższej, ani tej dalszej...


Post został pochwalony 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marquis69
PostWysłany: Pon 1:10, 29 Gru 2008 Temat postu:




Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 60
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kanada
Płeć: Mężczyzna

No i co dalej?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MichalB
PostWysłany: Wto 1:02, 20 Mar 2012 Temat postu:




Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

To mi się podoba pod warunkiem że to ja miałbym być tym kochankiem,

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Strona 1 z 1

Forum moja żona sypia z innym Strona Główna->Opowiadania->ALKOWA NIE CAŁKIEM PRYWATNA
Skocz do:  



Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
DAJ Glass (1.0.5) template by Dustin Baccetti
EQ graphic based off of a design from www.freeclipart.nu
Powered by phpBB Š 2001, 2002 phpBB Group